Złota myśl

Zrób coś szalonego! Rób ile wlezie! Co z tego, że ludzie wytykają twoje początki palcem. Kiedy dojdziesz do perfekcji, będą o tobie mówić, że jesteś wygranym życia, ponieważ zrobiłeś coś, czego nikt nigdy nie miał odwagi zrobić! Baw się, bo życie jest za krótkie, żeby siedzieć w domu z tabletem, czy telefonem! Baw się życiem, bo i tak nie wyjdziesz z niego żywy!

środa, 4 listopada 2015

,,Es mi pasión" - Rozdział siódmy

Es mi pasión: ,,Nie wiem, jak on ma na nazwisko"
~Złe decyzję tworzą dobre historie...
◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆
Do czytania polecam:
Royal Blood: Figure It Out
◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆
6 WRZEŚNIA, SOBOTA

*CARMEN*
 Całą noc nie spałam. Martwię się o Oliv i... Biancę. Tak źle mi się wczoraj na nią patrzyło... DOBRA! CAR, OGARAJ DUPĘ! Chwilę poleżałam jeszcze, po czym zeszłam z mojego łóżka w kształcie koła i poszłam do łazienki. Ubrałam się w takie coś, uczesałam i umalowałam i okey. Skierowałam się w stronę kuchni, gdzie zrobiłam sobie śniadanie w postaci sałatki greckiej. Wróciłam do siebie, chwyciłam swojego Macbook'a i weszłam na Skajpaja.
N: Hej, słońce! 
C: Cześć, Nath!
N: Moja księżniczka już jadła? 
C: Własnie sobie jem. 
N: To bardzo bobrze! 
C: Bobrze?
N: CO "BOBRZE"?! CO, JA BÓBR JESTEM?!
C: Nie, ale powiedziałeś "To bardzo bobrze", więc się zdziwiłam. 
N: Przesłyszało ci się. 
C: Nie! Powiedziałeś tak! 
N: No dobra. Z moją myszką się kłócić nie będę. 
C: Mądry wybór. I tak byś przegrał. Z kobietą nie wygrasz! 
N: No dobra... Spotkamy się dzisiaj? Czy nie masz czasu? 
C: Dla ciebie zawsze mam czas. Przyjdź po mnie za... Godzinkę! 
N: Tak szybko? Zdążysz się wypindżyć? 
C: HaHa! Śmieszne! Ogarnęłam się wcześniej! 
N: Ok. To widzimy się za godzinę?
C: Yup! Do zobaczenia!
N: Pa, księżniczko!
 Dokończyłam sałatkę i skierowałam się w stronę kuchni. Umyłam miskę i wróciłam do pokoju. Przechodziłam obok lustra i zobaczyłam...
- JAKA JA JESTEM BLADA?! CO NATHAN WIDZI W TAKIM WIDMIE?! - wrzasnęłam. Wpadłam do łazienki i od razu zajęłam się makijażem. Nigdy nie zauważyłam tego, że mam taką bladą cerę?! Na co ja patrzyłam?! No tak... Żeby jedzenie poszło w cycki... Wyglądają spoko, no ale większe mogły by być... O CZYM JA MYŚLĘ?! Uwinęłam się z make-up'em w parę (naście) minut. Skończywszy, pozowałam jeszcze trochę przed lustrem. Wtem... Dzwonek do drzwi!
- Cześć, mój książę! - powiedziałam z zamkniętymi oczami.
- Oh, miło mi. - usłyszałam za to jakiś inny głos.
- Wiktor?! Co ty tu, do cholery, robisz?! - zdziwiłam się.
- Pomyślałem, że wpadnę do starej przyjaciółki. A co ty taka ciemna? - spytał.
- Ciemna?! Dzięki! Sam najmądrzejszy nie jesteś! Zepsuć komuś nową komórkę? Pacan! - nawijałam. A po kilku chwilach zrozumiałam słowo 'ciemna'. - Aha! Chodził ci o makijaż! No, uznałam, że jestem za blada... Wejdź, proszę! - zaprosiłam go do środka ruchem dłoni.
- Nic się nie zmieniłaś, wiesz? - stwierdził. Przyniosłam mu soku grapefruitowego, a ja nalałam sobie wodę.
- Co tam? Jak wygląda sytuacja z Olivią? - zaciekawiłam się.
- A jak ma wyglądać. Nienawidzi mnie, jak zawsze. - zamoczył swoje pełne usta w napoju. Muszę przyznać, że Wik jest przystojny. Jego oczy hipnotyzują każdą, zdrowo myślącą (tak jak Oliv) dziewczynę. Żadna jeszcze nie nie wzdychała na jego widok. Ale dla mnie i tak Nath jest lepszy.
- O! Ja otworzę! - wstałam z kanapy, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.

*MARTINA*
 Wczorajszy dzień był ekstra, do tego jeszcze Oscar do mnie przyszedł. Jaki on jest cudny... i te jego oczy. Normalnie się rozpływam. Ale dość! Trzeba się ogarnąć! Ubrałam się, umyłam i wymalowałam. Usiadłam na łóżku i przez długi czas patrzyłam w okno.
- O cholera! - powiedziałam spoglądając na zegarek. - Spóźnię się!
Szybko założyłam zestaw, który przygotowała mi Bian. Zbiegłam po schodach i wzięłam kanapkę, którą zrobił mój brat. Cała zmęczona dobiegłam do studia i... Nagle mnie oświeciło. Jaka ze mnie debilka. Normalnie jakiś ułom! Dziś jest sobota. Zaczęłam się śmiać jak głupia, a ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. Po kilkunastu minutach opanowałam się. Poprawiłam swoją zieloną sukienkę i szłam w stronę domu. Poszłam okrężną drogą, stwierdziłam, że i tak już nie usnę. Jak byłam w połowie to zaczął padać deszcz. Ba jakby padał to było by dobrze. Lało. Miałam wrażenie jakby ktoś lał mi na głowę wiadro z wodą... zimną wodą. Szybko pobiegłam do... Bianci. Ostatnio spędzam z nią dużo czasu. Dziwne, ale... Po prostu dziwne.  Zapukałam do drzwi. Nikt mi nie otworzył. No jasne. Normalni ludzie o tej porze to śpią! 
- Tak?
Podskoczyłam jak usłyszałam znajomy głos. 
Ups...
To był ojciec Bianci.
-Dzień dobry.- powiedziałam odwracając się.- Ja do Bian.
- Wejdź.- powiedział szorstko.
Niepewnie przekroczyłam próg mieszkania. Wszędzie pachniało pomarańczami...

*SOPHIE*
 Leżę w łóżku i nie mam zamiaru nigdzie wyjść. Wstałam tylko po płatki z mlekiem. Oglądam sobie TV. Akurat leci mój ulubiony serial, Heroes. Uwielbiam go!
- DZIECKO! KTOŚ DO CIEBIE! - zawołała ma... ta baba, z która mieszkam. Teraz, kiedy byłam zmuszona, zwlokłam się z łóżka. Poczłapałam po schodach na dół i zobaczyłam... DANIELA?! Kurwa, jestem w samej pidżamie... I to dość skąpej.
- Cześć... - zmierzył mnie wzrokiem.
- Yyyy... Hej? Sory, że ja taka nieogarnięta, ale zepsułeś mi plany na sobotę. - przygryzłam dolną wargę. Mama poszła już do siebie.
- A jakież to plany? Jeśli mógłbym wiedzieć, oczywiście... - spytał.
- Lenienie się w łóżeczku. I nic poza tym! - wrzeszczę jak nienormalna.
- Oj, przepraszam. Tak właściwie, to nawet nie chciałem do ciebie przyjść. Przechodziłem obok, bo się nudziłem i coś mnie nakierowało, żeby wejść. Miałem nawet nadzieję, że cię nie będzie... - ostatnie zdanie wypowiedział ciszej.
- TO PO CO PRZYCHODZISZ, SKORO NIE CHCESZ MNIE WIDZIEĆ?! PO CHOLERĘ?! - wydzieram się. Ej, no a nie mam racji? - Dobra... To, skoro już tu... - chciałam powiedzieć cokolwiek, ale coś z impetem jebło o podłogę.
- CO TO BYŁO?! - wystraszył się... Lol, nie wiem, jak on ma na nazwisko!
- Najprawdopodobniej gitara. Wiesz, wlekłam się na schody, zaczepiłam o nią nogą, nie chciało mi się jej podnieść, więc "zostawiła" moją nogę dopiero na początku schodów. Leżała tak pół na pół, więc jak zamknąłeś drzwi wywołało to lekkie drgania i gitara spadła. - wytłumaczyłam. Usłyszałam tylko 'Aha'. Nagle po całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk piosenki 'Lost In Stereo'. Odebrał. "Przypadkiem" usłyszałam ich rozmowę.

*BIANCA*
 Dzisiaj Daniel ma jechać po Sky, naszą 10-letnią kuzynkę. Na szczęście ja jadę do Oscara, mama do znajomych, a tata do pracy. 'Biedny' Dani. Musi sam z tym bachorem zostać. Dobra, muszę się spakować, bo jak na razie mam tylko walizkę wyjętą. Dobrze... Ubrana zaczęłam przekopywać całą szafę.
- Najpierw jakieś bluzki... - powiedziałam do siebie. - Czarna w złote cekiny-na pewno! Łososiowa z baskinką? Nie w tym życiu! Seledynowo-kremowa z napisem na cyckach 'Not today, baby!'? Okay! Jeszcze ta tunika w paski!!! Ta nie... Ta też nie... O! Ta może być! Ale ta na pewno nie! Dlaczego ja tą szmatę mam w szafie?! - krytykowałam się i przy okazji ciuchy. W końcu, cała torba była wypchana po brzegi. Byłam gotowa do Oscara. Pewnie myślicie, co się stanie, gdy Martina będzie chciała się z nim spotkać? Pomyślałam o tym. Powie jej, że jedzie na weekend do cioci w Berlinie. A co z Studio? Jak mówiłam, na weekend. Podczas zajęć będzie w szkole, ale później jedzie do szpitala, do chorego dziadka. Teraz czas na myślenie o przyjeździe Sky. ~Kuźwa, czy ten Matoł pojechał po tą smarkulę?~ Wybrałam numer mojego kochanego braciszka, po czym usłyszałam trzy 'Piiiiiiip' i jego wkurzające 'Halo?'.
B: GDZIE TY JESTEŚ, DEBILU? !
D: A co cię to obchodzi? 
B: Oj, dużo! Pamiętasz, że masz jechać po Sky, naszą 10-letnią kuzynkę?
D: KURWA! CO MI NIE MÓWISZ? !
B: No właśnie ci mówię, cioto!
D: Dobra, to ja jadę!
B: A gdzie ty jesteś? 
D: U Sophie, nie ważne. Pa! 
B: Ale... JAK TO U SOPHIE?!
D: No widzisz. Ja też się dziwię!
So: Hej, Bian!
B: Ygh, a ty co?! Zaczniesz gadać jak toksyczna? 'Hej, Bian! Co u ciebie? No to zajebiście! Muszisz mi o tym opowiedzieć! No totalnie!'
So: HaHa! Śmieszne!
B: Tylko wiecie... Ja nie chcę być za wcześnie ciocią! 
D: Spierdalaj! 
B: Wzajemnie! 
Kliknęłam czerwoną słuchawkę zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Wystukałam numer cioci Vix. Mamy Sky.
V: Bian? Cześć, słońce! 
B: Cześć, ciociu!
V: Kochanie, gdzie jest Daniel? Czekamy na niego już od kilku minut. 
B: Tak, wiem. On po prostu zasiedział się u swojej dziewczyny. 
V: Dani ma dziewczynę? Uuu, muszę go o nią wypytać. 
B : Koniecznie! Ale nie mów mu, że wiesz ode mnie! Taka niespodzianka! 
V : Dobrze. A co do Sky... Mogłaby być  u was trochę dłużej? Tak... Trzy tygodnie? 
Ciotka, nie rozpędzaj się!
B: Oczywiście! 
S: Cześć, Bianca! 
B: Sky! Czy ty też nie możesz się doczekać spotkania?
S: Yhym... A... Czy ja poznam dziewczynę Daniego? 
B: Oczywiście, że tak! Powiem ci, że ma na imię Sophie.
S: JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEJ! Ale super!
V: Dobrze, Bianco. To my czekamy na Daniela w dalszym ciągu.
B: Dobrze. Cześć, ciociu! Do zobaczenia, Sky! 
V i S: Pa!
Dopakowałam jeszcze kilka ciuchów (nie mam pojęcia, jak je zmieściłam).
-Uf!-wypuściłam głośno powietrze.
Jak ten mały bachor popsuł mi humor. Normalnie masakra. A byłam taka szczęśliwa.
-Bian!- usłyszałam głos ojca.
Czy on zawsze musi mi tak działać na nerwy? Nigdy go nie zrozumiem. Nie rozumiem jeszcze jednego: dlaczego jak mam dobry humor, akurat wszyscy muszą mi go psuć?!
- Tak.- z trudem powstrzymywałam złość.
- Ktoś do ciebie!- krzykną.
Oscar? Powiedz, że to Oscar! Prosiłam w duchu. Niestety....To nie był Oscar.
- Cześć Bian.- powiedziała niepewnie, wchodząc do mojego pokoju.
- Siemasz, Tini.- burknęłam. - Jest po ósmej, po co przyszłaś?- spytałam.
Nie chciało mi się już udawać miłej. O nie! Zamiast pojechać do Oscara będę się z nią użerać. Zajebiście.
- Myślałam, że dziś jest piątek. - powiedziała cicho.
Dobra nie wnikam...
- Może coś zjemy?- zaproponowałam.
Kiwnęła głową.
Zeszłyśmy na dół. Na szczęście taty już nie było. Chwała mu za to. Kilka razy dzwonił mój telefon. Nie odebrałam. Wiedziałam, że dzwonił Oscar. Po ponad godzinie zastanawiania się, jak ją stąd grzecznie wywalić, w drzwiach stał Daniel z moją ''kochaną'' kuzynką, a za nimi Oscar.
No zajebiście! Wszyscy w komplecie lepiej już być nie może!

*OLIVIA*
 Wczorajszy dzień był horrorem. Jeszcze babcia mnie opieprzyła, że nie mam wracać tak późno do domu. Wstałam z łóżka w mojej ślicznej pidżamce. Uszykowałam sobie listę, co muszę dzisiaj zrobić. Na pierwszym miejscu - Pójść do Carmen po zadanie ze Studio.
Ogarnęłam sobie ciuchy, po czym w łazience, po odprawieniu porannego rytuału, ubrałam się. Najpierw zadzwoniłam do Sophie, bo chciałam z nią dzisiaj iść do parku.
S: Oliv! Ja cię bardzo przepraszam, ale mam... Małą... YGH! ZAMKNIJ SIĘ!
O: Dzięki?
S: Przepraszam, nie do ciebie. Próbuję zamknąć pudełko, ale dekielek ciągle się otwiera w drugim miejscu!
O: Okej, spoko. Coś zaczęłaś?
S: Tak... Ym, nie mogę teraz za bardzo gadać. To coś pilnego?
O: Tak... Znaczy nie! Chciałam cię zapytać, czy pójdziesz ze mną po południu do parku.
S: Tsa... Może jutro... Dzisiaj mam... Noż, chłolera jaśnista!
O: Dobra, nie przeszkadzam ci. Cześć, niunia!
 Rozłączyłam się, zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. Wyszłam z pokoju i poszłam do babci, żeby powiadomić ją o moim wyjściu do Car.
- Hej, babciu! - przywitałam się z nią.
- Witaj, kwiatuszku! - ucałowała mnie.
- Chciałam iść do Carmen. Pozwolisz mi, prawda? - zrobiłam "maślane oczka".
- Pozwolę, jeśli obiecasz, że nie wrócisz tak późno.
- Dobrze, obiecuję. Pójdę do niej tylko po coś i zaraz wrócę.
 Wyszłam z domu, założyłam słuchawki i odpaliłam playlistę moich ulubionych piosenek Fall Out Boy. Po kilku piosenkach byłam pod domem Alonso.
- Nath! - po otwarciu drzwi, przyjaciółka rzuciła mi się na szyję. - Od kiedy uzywasz perfum Olivii? Zdradzasz mnie?!
 Automatycznie dostałam od niej z liścia, a ta uciekła do budynku. ~Czy ona serio nie zauważyła, że to ja?~
- Car! To ja, ułomie! Nikt nikogo nie zdradza! (od aut.: Tsa... Oprócz Oscara ;-;)
 Zobaczyłam jej ruda czuprynę dopiero w kuchni. Piła wodę, a raczej zbierała szklankę, którą zapewne upuściła.
- Oliv!!!! Przepraszam! To cię pewnie bolało...
 Potaknęłam jej. Poszłyśmy do salonu, gdzie siedział...
- O, nie! TY?! Serio?! Carmen, daj mi to zadanie i się stąd wynoszę! - powiedziałam.
 Na kanapie, jak gdyby nigdy nic, siedział sobie Wiktor i pił sok pomarańczowy.
- Nie! Najpierw sobie pogadacie! - zarządziła Alonso.
- O czym?! - krzyknęliśmy oboje.
 Dziewczyna uśmiechnęła się zwycięsko. Popchnęła mnie na kanapę, obok Ortiza, żebym usiadła.
- Oh, to w końcu Nathan! Papa, gołąbeczki! Zadanie masz w moim pokoju! - oświadczyła, gdy zadzwonił dzwonek. Wkurzyłam się jeszcze bardziej, kiedy wybiegła z domu i zakluczyła drzwi.
- Mamy jeszcze okna! - stwierdził Wiktor. Niestety, zapomnieliśmy, że ruda ma żaluzje sterowane telefonem.
- Mówiłeś coś? - wrzasnęła przez ścianę.
- Zamknęłaś nas tu! To jest karalne! - oskarżyłam Carmen, lecz tej już nie było...






Wszystkiego najlepszego, Karolinko!
Jak się ładnie zdążyliście domyślić, dzisiaj (4.11.15r.) nasza Digital ma urodziny. Więc dostanie ode mnie najserdeczniejsze życzenia:
Sto lat, szczęścia, pomyślności, dużo komentarzy, wyświetleń na blogu, żebym więcej ci takich numerów (jak z Biancą) nie robiła i ogólnie naj, naj, najlepszego dnia ever!
Dodaję dzisiaj rozdział, jako prezent dla ciebie :3 Kocham cię, dzióbas!!







Katy

środa, 29 lipca 2015

Nowe konto na G+

Pysiolki!

Piszę do was z nowego konta. To nadal ja, Sosik, ale to konto jest blogerrowe, a tamto - prywatne.
Pododawajcie mnie do kręgów, czy tam coś i tyle. To wszystko...
Pa, miśki!
Rozdział już niedługo!





Lilly xD

czwartek, 16 lipca 2015

Ważna akcja!

Cześć i czołem! 

Wpadłam na pomysł, żeby zrobić jakąś akcję. 
Chodzi o to, że nie mam jak nazwać moich czytelników. No i pomyślałam, że to wy będziecie podsówać mi pomysły!
Cała akcha polega na tym, że na Instagramie lub Twitterze wysyłacie zdjęcie truskawek (a tak se!) i w opisie piszecie hasztag:
#SosikoweTruskawy
Za tym hasztagiem wpisujecie, również ohasztagowaną, nazwę/ksywkę dla was. Np:
#truskaweczki (nie piszcue już o truskawkach!!!!!)
No i to tyle... Aha! Za każdym razem, gdy zobaczę nowy post związany z tą akcją, będzie dodawana tu ankieta o nazwie:
'Jak się nazywacie?'
Będziecie w niej głosować, a ta ksywka, która zdąbędzie najwięcej głosów, będzie używana!
To już wszystko.
Mam nadzieję, że zrozumieliście.
Jakby co, to zadawajcie pytania w komentarzach.
Ciao, truskawki (przypominam, że wszystko co związane z truskawkami będzie ignorowane!) ^^


Sosik 0.0

sobota, 4 lipca 2015

LBA 4

HEEEEEEEEEEEEEJOOOOOOOOOOOO
Dziś na e przychodzimy do was z kolejnym rozdziałem, ale... Kolejnym LBA!
Ja (Lilly xD) zostałam nominowana do LBA przez RiRi z bloga: Ludmila :*
PYTANIAAAAA:
1. Czego w sobie nie lubisz?
• Hm... Wszystko uwielbiam! No może poza włosami... I nosem... I karnacją... I twarzą, oczami, figurą, stylem, charakterem, paznokciami... A nie. Jednak wszystkiego nie lubię C:
2. Co sądzisz o swoim blogu? ( Taka samoocena)
• Tak bardzo chcesz słyszeć (widzieć), że jest najwspanialszy na świecie? Naprawdę? To masz! TWÓJ BLOG JEST NAJWSPANIALSZY NA ŚWIECIE! O!
3. Jakie opowieści chętnie czytacie?
• Jprld z kropeczką... Mam muchę w pokoju... Ah te uroki lata... A co do pytania. Uwielbiam te, w których jest psychiatryk lub sierociniec =>
4. Jakie filmy preferujesz?
• Thrillery (tak to się pisze?)
5. Do której klasy chodzisz?
• HeHe. Dla Moniś to był szok xD Teraz idę do 6 ^^
6. Ile lat piszesz?( bloga, opowiadania) i jak długo zamierzacie?
• Niedawno minął dokładnie rok, od kiedy zaczęłam. A ile zamierzam? Dopóki nie będzie apokalipsy zombie, będę pisać :)
7. Najgorsze miejsce na świecie?
• Zapchany toilet szkolny, kiedy tobie się chce i udało ci się wymknąć z lekcji postrachu szkoły. Nawet nie chcę sobie wyobrażać!
8. Kogo rola w ,,Violetcie" nie przypadła Ci do gustu?
• VIOLETTTY! Thomasa, Marco, Alexa/Clementa, Gery :D

Ja mominuję:
Alyssię Pasquarelli
Lusię Ferro
Sandrę

Pytania dla was:
1. Ile masz blogów?
2. Jaką emotką wyraziłabyś twój teraźniejszy nastrój?
3. Ile masz lat?
4. Jak masz na imię?
5. Które to twoje LBA?
6. Czy pisanir na bloggerze sprawi ci przyjemność?
7. Jaki blog zaobserwowałaś pierwszy?
8. Czytasz moje blogi? Jak tak, to co o nich sądzisz? Jak nie, to dlaczego (taka chamskość)?
9. Czy znasz jakąś bloggerkę w 'realu'?

To tyle, pieguski!
Rozdział najprawdopodobniej w sierpniu!
Kocham i pozdrawiam ♡



Lilly xD

środa, 1 lipca 2015

,,Es mi pasión" - Rozdział szósty

Es mi pasión: "To twoje, czy piękne, bo to się nie łączy."


~(...) Uważaj na moje drzwi, żeby nie walnęły cię w dupę (...)
                                                      - Don't Leave Me, Blink-182
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Do czytania tego posta polecam:
State Champs: If I'm Lucky
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
5 WRZEŚNIA, PIĄTEK
*SOPHIE*
Wstałam i poszłam od razu do łazienki. Najpierw się umyłam, a później zmieniłam... A właściwie... Po co ja o tym piszę?! A pitole... Ja to jednak jebnięta jestem C= Ubrałam się w takie coś.
Poszłam do kuchni, gdzie zrobiłam sobie śniadanie. Płatki, bo śpieszyłam się do Studia. Podczas wszamania i nucenia Masz talent zadzwonił mój telefon.
S: Halo?
O: Hej, Soph. Idziemy razem do szkoły?
S: Ym... Spoko.. Ale... Nie mogłaś do mnie podejść?! Przecież mieszkasz obok!
O: A kaprys mam.
S: To ja tutaj powinnam mieć kaprysy, idiot!
O: No... może trochę. To jak, zbieramy się?
S: Nom... To już do ciebie idę. Ciao, chica!
O: Ciao!
Już po chwili byłam pod drzwiami Ramos.
- Hej, idziemy? - zapytała zamykając drzwi.
- Mhm! - kiwnęłam twierdząco głową i ruszyłam za Olivią.
- Jakie masz pierwsze zajęcia? - zadała pytanie brunetka, przy naszych szafkach.
- Śpiewu, a ty?
- Ja też! To chodź, bo się spóźnimy! - pociągnęła mnie za rękę i pobiegłyśmy do sali. Nie było w niej jeszcze nikogo, więc razem postanowiłyśmy coś zaśpiewać.
- Co powiesz na... A mi lado? - zagadnęłam, a Olivia zaczęła grać melodię.

Aunque pierdas todo
Y té Całsedolor

Siempre queda algo

En tú corazón

De nada sirve el odio

Ni qué guardes riencor



Siempre en tú vida

Cuenta conmigo, amiga



Cuando el mundo calle

Yo té hablaré

Cuando nadie crea

Yo en ti confiaré

Cuando necesites

Contigo estaré



Lo qué hemos vivido

Siempre estará conmigo



Y ahora siento 

Podemos andar

Y contigo

Me animo a ir por más

Él camino va cambiando

Y tú siempre a mi lado



Lo qué hemos vivido

Siempre estará conmigo



Cuando pierdas todo

Y té cause dolor

Siempre queda algo

En tu corazón

De nada sirve el odio

Ni qué guardes rencor



Siempre en tú vida

Cuenta conmigo, amiga



Cuando el mundo calle

Yo té hablaré

Cuando nadie crea

Yo en ti confiaré

Cuando necesites

Contigo estaré



Lo qué hemos vivido

Siempre estará conmigo



Y ahora siento 

Podemos andar

Y contigo

Me animo a ir por más

Él camino va cambiando

Y tú siempre a mi lado



Lo qué hemos vivido

Siempre estará conmigo



Siento 

Podemos andar

Y contigo

Me animo a ir por más

Él camino va cambiando

Y tú siempre a mi lado



Lo qué hemos vivido

Siempre estará conmigo



Lo qué hemos vivido

Está aquí



- Świetnie wam to wyszło! Wow! - zawołała Lena wchodząc do sali.

- Dziękujemy! - powiedziałyśmy równo z Ramos.


*OLIVIA*

Zajęcia się właśnie skończyły. Nie mogłam wytrzymać ze śmiechu, gdy widziałam minę DJ'a, kiedy Soph, na pierwszych zajęciach się zwolniła! Teraz czekam przed szkołą na takiego jednego pacana, którym jest Wiktor. Musimy napisać tą durną piosenkę!

- O, kogo moje piękne oczy widzą? - zapytał ironicznie, gdy mnie zauważył.
- Ej, czekaj. To twoje, czy piękne, bo to się nie łączy. - odgryzłam się.
- Czego chcesz, Ramos?
- Zaliczenia. Więc spinamy dupę i piszemy piosenkę!
- A może mi się nie chce? - zapytał. Podniosłam brew. - No dobra, chcę to zaliczenie. Jakieś pomysły?
- Skończyłeś zajęcia? - walnęłam tak z dupy.
- Tak, a co? - zdziwił się.
- Idziemy! Dalej! - pociągnęłam go do mojego domu. Wpadliśmy do pokoju, a ja pobiegłam po instrumenty. Przyłapałam go na przeglądaniu... Mojego zeszytu! - A ty co?! - wyszarpnęłam przedmiot z jego rąk.
- Przeglądałem tylko. Dobra piosenka. When i was younger, i saw... - zaczął śpiewać piosenkę, którą napisałam na walentynki do szkoły. W podstawówce!
- Przymknij się! - wrzasnęłam. Mam złe wspomnienia z podstawówką.
- No dobra... Jakieś pomysły? Może... Jaką piosenkę?
Otworzyłam wcześniej wspomniany zeszyt na spisie piosenek. Tak, mam tam taki spis.
- Esto no puede terminar? - zapytałam, a Ortiz wziął gitarę i zaczął grać przypadkową melodię. Zaśpiewałam do niej:


Otwieram oczy, a mój głos
Łamie się od emocji


Światła, oklaski i kurtyna

Odsłania się, na każdym przedstawieniu

Czuję jak muzyka wibruje

Moje ciało zaczyna drżeć

Oddycham przy każdej okazji

Niech zaczynie się zabawa



Ziemia, którą czuję przy stąpaniu
Na każdym koncercie, na który idę
Ludzie śpiewają moją piosenkę
Rozpala się ten ogień
To wewnętrzne powietrze we wzdychaniu
Jest niczym wiatr w lataniu

Rośnie tak wielkie jak morze

Wszystko to kocham



To się nie może skończyć
A ja nie mogę przestać tańczyć
To impreza, której nie można zatrzymać
Chodźmy, niech nie powstrzymują się w skakaniu
Dziś wiem, że możemy dużo więcej
To moment żeby krzyczeć

Marzenia się spełniają



Czuje się siłę w sercu
To nieskończona miłość
Poczuj światło w sobie
Naśladuj mój rytm


To się nie może skończyć
A ja nie mogę przestać śpiewać
To impreza, której nie można zatrzymać
Chodźmy, niech nie powstrzymują się w skakaniu
Dziś wiem, że możemy dużo więcej
To moment żeby krzyczeć

Marzenia się spełniają



Chodźmy, niech nie powstrzymują się w skakaniu
Dziś wiem, że możemy dużo...


Mam jasność co do uczuć
Jest oczywiste co czuję
Jesteśmy wietrzną policją
Jesteśmy skrzydłami energii
Podążaj za wewnętrznym instynktem 
I nie bój się miłości

Pokaż, co masz w zanadrzu 

A nic ani nikt nie będzie mógł cię zatrzymać

Bądź marzycielem, twórcą, zwycięzcą, myślicielem

Żyj bez kłamstw i bez bólu

Tylko miłością

O to chodzi w życiu

Chodzi o bycie lepszym



Chodźmy, niech nie powstrzymują się w skakaniu
Dziś wiem, że możemy dużo więcej
To moment żeby krzyczeć
Marzenia się spełniają

- Nawet całkiem, całkiem, co nie? - zagadnął. Przyznałam mu rację.
- Myślałam, że z TOBĄ pójdzie o wieeeeele dłużej. - powiedziałam, po czym usiadłam na sofie. Przyjrzałam się mojemu pokojowi. ~Trzeba by było zrobić remont. Coś tu za nudno!~ pomyślałam.
- Dobra, to ja już się będę zbierał. Dzięki za użyczenie terenu do miejsca pracy. - starał się powiedzieć to jak najmądrzej potrafił. No cóż, może nie wyszło, ale liczą się chęci.
- Czekaj! - sama nie wiem, czemu go zatrzymałam. Kurde, oby babci nie było... - Może... Chcesz zostać na obiedzie? - wymyśliłam na poczekaniu. Wiktor zgodził się i wszedł z powrotem do środka. Zaprosiłam go jeszcze na chwilę do pokoju, bo chciałam zrobić obiad, ale, UWAGA, on się uparł, że MI POMOŻE! Pan Wiktor Ortiz uparł się, żeby pomóc mi, Olivii Ramos. CZAJAJTA TO?! Postanowiliśmy zrobić pizzę. Kiedy byliśmy cali biali od mąki weszła moja babcia.
- Co wy tutaj robicie?! Olivio, ty i twój chłopak macie zaraz to posprzątać! - krzyknęła, a ja prawie udławiłam się śliną.
- Babciu, zacznę od drugiej sprawy. My tylko robiliśmy pizzę. A pierwsza, ważniejsza sprawa, TO NIE JEST MÓJ CHŁOPAK!!!!!!!!!
- Oj, dobrze, dobrze. Wy tak szybko dorastacie. Niedawno bawiłaś się przed lustrem w piosenkarki, dzisiaj robisz pizzę z twoim NIEchłopakiem, a lada moment przyjdziecie na mój grób z gromadką dzieci... Ten czas tak szybko leci! - krzyknęła i wyszła z pomieszczenia unosząc ręce. Wybuchnęliśmy śmiechem. Dawno nie śmiałam się tyle razy jednego dnia.
- Przepraszam za to. Moja babcia czasem ma takie... wybryki! - przy ostatnim słowie zrobiłam cudzysłów z palców. Po dwóch godzinach posiłek był skończony. - Babciu! Chcesz pizzę?! - krzyknęłam, lecz nie odzyskałam odpowiedzi.
- Mmmmm... Dobra. - stwierdził Wiktor biorąc kawałek wypieku do ust.
- To dobrze. Pozwolisz, że skoczę tylko do łazienki? Muszę się przebrać! - zostawiłam go samego iż byłam cała od mąki. Przebrałam się w to. Gdy wróciłam, na jego talerzu nie było nawet okruszków. - Żarłok!
- He he... - zaśmiał się ciszej.
- A GDZIE MÓJ KAWAŁEK?! WIKTOR!!!!!!!!!!! -zaczęłam gonić go po całym pokoju.

*MARTINA*
Bardzo się cieszę, że w szkole są nowi nauczyciele. Ogólnie lubię poznawać nowych ludzi. Lubię z nimi rozmawiać i w ogóle. Czuję, że w tedy nie jestem sama... Właśnie skończyły się lekcje.  Dziś piątek. Wreszcie i nareszcie! Kocham weekendy! Są takie... odstresowujące. Idę sobie właśnie do domu i marzę o gorącej kąpieli. Uśmiecham się lekko widząc swoje odbicie w szklanej szybie. Dziś Bianca znowu przygotowała dla mnie ubranie. Skąd ona wie jaki noszę rozmiar??? Mam na sobie, a z reszta czy to ważne???
Jeszcze raz muszę przyznać, iż Bianca ma wyczucie stylu.  Ja bym się tak w życiu nie ubrała. Normalnie taka udoskonalona wersja mnie. Otwieram drzwi do domu. Zamknięte. No zajebiście! Lepiej być nie mogło. Wszystkie okna są zamknięte a co gorsza nie ma klucza. NIE MA! Zdenerwowana idę w kierunku... Nawet nie wiem jakim. Idę bo idę. Moją pierwszą myślą było pójście do Oscara, ale przypomniałam sobie, że jedzie do jakiejś ciotki do Berlina. Wściekła poszłam do... Bianci. Tak właśnie do niej. Nie wiem czemu tam idę. Mogę iść do Carmen, albo....
- Proszę!- mówi gruby, męski głos.
No to już nie ma ratunku. Jak tu przyszłam, to teraz muszę cierpieć.
- Dzień dobry. - mówię dość niepewnie, przekraczając próg domu. - Czy jest Bianca?- pytam zamykając drzwi.
- Nie ma. - odpowiada wyrzucając pomarańcze do kosza.
- Aha. - odpowiadam cicho i wychodzę.
Nie jestem detektywem, ale coś tu nie gra. Nikt nie wyrzuca przysmaków swojego dziecka. Coś mnie korci by przejść dookoła domu. Wiem, że to niegrzecznie, ale chrzanić maniery. Wychodzę zza rogu i widzę Biancę. Płaczącą Biancę. To rzadki widok. Podbiegam do niej i ją przytulam. Jestem zdziwiona, ponieważ mnie nie odepchnęła. Gładzę ją po plecach. Po kilku minutach wstaje i opiera się o ścianę.
- Co się stało?- pytam, unikając z nią kontaktu wzrokowego.
Mimo, że płacze to nadal ta sama wredna osoba, ta która niszczy wszystkich i wszystko na swojej drodze.
- Nic szczególnego.- odpowiada połykając łzy.
- Gdyby to nie było nic szczególnego to byś nie płakała. - mówię.
Dziewczyna nie odpowiada. Patrzy tylko tępo w chodnik, a po jej policzkach spływają duże krople słonej cieczy.
- Możesz coś dla mnie zrobić?- pyta.
Jestem w szoku. Bianca pyta mnie, mnie MARTINĘ o pomoc. WOW!
- Tak. - odpowiadam i pomagam jej wstać.
- Zabierz mnie stąd, proszę.- mówi przez łzy.
Spoglądam na nią. Może mnie dręczyła, może dręczyła moich przyjaciół, ale ona też potrzebuje pomocy.
- Chodź.- podaję jej rękę i idę w dobrze znanym mi kierunku.

*CARMEN*
Właśnie sobie siedzę i robię naleśniki. Jestem głodna. Nagle ktoś puka do moich drzwi.
- Idę!- odpowiadam zestawiając patelnię z gazu.- Tak?- pytam.
Zamurowało mnie. W drzwiach stała Tini i Bianca, Szok. Totalny szok.
- Możemy wejść?- pyta Tini.
- Tak. - otwieram szerzej drzwi. - Proszę.
Martina pomaga mi robić naleśniki a Bianca????????? Usiadła na sofie i patrzy tępo za okno. Jest jakaś taka nieobecna. Może ją ktoś zahipnotyzował? Było by ciekawie.
- No, dawno u ciebie nie byłam. - mówi Tini wkładając do buzi duży kawał ciasta.
- Wiem. Rodziców nie ma. Cała chata dla mnie!- uśmiecham się.
- No to zarąbiście. Mogę u ciebie nocować?- pyta mnie.
- Jasne. Muszę ci tyle opowiedzieć. - śmieję się.
- Ja też.
- A Bianca?- pytam.
Nie przepadam za tą osobą. Jest wredna i niemiła. Co tu więcej mówić.
- Nie przejmuj się nią. - macha ręką. - Opowiadaj co tam u ciebie?
- Jestem z Nathanem.
- Serio? No to gratuluję! Wreszcie!
- Dziękuję. - uśmiecham się  kładąc talerze do zmywarki.  - Może zadzwonię po dziewczyny?
- Dobry pomysł. - Tini przytakuje.
Po chwili bierzemy telefony i dzwonimy po koleżanki. Szykuje się fajny wieczór. Za to kocham piątki. Po kwadransie były na miejscu.
- Matko... druga pizza dzisiaj... Oj tam. Przeboleję! - jęknęła Ramos i podeszła fo piekarnika.

*BIANCA*
Debilizm, debilizm i jeszcze raz debilizm. Od kilu godzin siedzi to kółko różańcowe i nad czym zawzięcie rozmawiają. Ile ja tu siedzę? Nie wiem. A z resztą co mnie to obchodzi. Wszystko się popsuło, poplątało. Ta łachudra przyprowadziła mnie tutaj. Nie mogła gdzie indziej?! Chociaż...wszędzie lepiej niż u mnie. Po moim policzku spływa kilka łez. JESTEM ZMĘCZONA. To wszystko chyba zaczyna mnie przerastać....
- Cześć. - mówi pogodnie Soph, lecz widząc mój wzrok szybko dodaje. - Ja w sprawie planu.
- Nie ma planu. - odpowiadam obojętnie, tłumiąc łzy.
- Jak to nie ma?!- dziwi się.
- Po prostu. Dostał nóżek i poszedł. - mówię patrząc nadal w jeden punkt. - Możesz odejść? - pytam lecz nie uzyskuję odpowiedzi.
Wstaję. Nie potrafię tu wytrzymać. A może nie chcę? To w tej chwili nie ma znaczenia. Nie znaczy nie.  Już mam wychodzić gdy ktoś łapie mnie za rękę.
- A ty dokąd?- pyta zdziwiona Martini.
- Przed siebie. - odpowiadam i wychodzę.
Mam gdzieś, że pada i zbiera się na burzę. Chrzanić to. Przecież jestem czarnym charakterem i powinnam uwielbiać taką pogodę. Chodzę już jakiś czas bez celu.Siadam pod jakąś ścianą. Z daleka widzę dom Carmen. Serio tylko tyle przeszłam?!
- Bian!
Podnoszę wzrok i widzę Oscara.
- Ty nie u ciotki?- pytam próbując wstać, lecz się przewracam.
- Jakiej ciotki?- pyta i po chwili dodaje- Naćpałaś się?
Piorunuję go wzrokiem.
- Że niby co?- pytam ,,dławiąc się powietrzem".
- Nic. - drapie się po głowie. - Stwierdzam fakty.
Aha. Dodaję w myśli. Normalnie bym na niego tak nakrzyczała, ale...mi się nie chce. Jestem zmęczona i w ogóle
- Byłem u ciebie.- mówi i pomaga mi wstać. - Ale cię nie było.
- Po co u mnie byłeś? - dziwię się.
- Mieliśmy iść do kina.
- Kina??? Ale teraz  za  późno. - mówię z uśmiechem.
- Nie chciałaś?- pyta jak ostatni inbecyl.
Z kim ja się zadaję?
- Wiesz kocham filmy romantyczne. - dodaję z sarkazmem. - Słuchaj. - łapię go za rękę. - Mam pomysł. Tu niedaleko mieszka Carmen, a tam Tini. Słyszałam, że cię miało nie być. Wiesz to będzie taka ,,miła" niespodzianka. - od razu czuję jak humor mi się poprawia.
- OK. - Oscar kiwa głową i idziemy w kierunku  mieszkania Carmen.
- Puk. Puk.- monotonnie naśladuję dźwięk pukania.
-Hej!- po chwili drzwi otwiera szczęśliwa Soph.
Boże jak ja jej nie lubię! Wygląda jak wieszak z puklem włosów.
- Witam. - rzucam ponuro i daję jej moją bluzę.
Niech się uczy przyszłego zawodu.
- Tini!- drę się na cały głos.
- Tak?- pyta wychodząc z kuchni.
Jest cała w mące. Ohyda!
- Patrz kogo ci przyprowadziłam. - pokazuję palcem na Oscara.
- Dziękuję!- wypowiada te słowa i dosłownie rzuca się na chłopaka.
Miłość... nigdy jej nie zrozumiem.
Wchodzę do wielkiej kuchni i czuję zapach pizzy.
- Zjesz z nami?- pyta Carmen wyjmując talerze.
- Nie.- odpowiadam nalewając sobie soku pomarańczowego.
- Szkoda.
- Nie jem niczego co mogłoby mi zaszkodzić. - podsumowuję.
- W takim razie weź coś sobie z lodówki. - kończy swoja wypowiedź i opuszcza pomieszczenie.
Przez długi czas siedzę sama. Normalnie jak jakiś odludek....

*OLIVIA*
Przez całą imprezę nic nie jadłam. Tak cholernie dziwnie się czułam. ~Przecież ja go nienawidzę! Ale dziś tak świetnie się z nim bawiłam... Ale i tak go nienawidzę!~ Biłam się z myślami.
- Oliv, co jest? Czemu nic nie jesz?- podeszła do mnie Carmen.
- Nic. Jadłam już dzisiaj z babcią. - wymusiłam uśmiech na swojej twarzy. Jeszcze na dodatek kłamię przyjaciółce w żywe oczy!
- Ok. Zawołać Soph? - zapytała znowu.
- Przecież mówię, że nic mi nie jest! - wkurzyłam się. Odeszłam od podajnika.
- Wiktor dzwonił. - dodała, a ja się zatrzymałam.
- No i?
- Pytał o ciebie. - stwierdziła z uśmiechem.
- Przepraszam! - kurwa, za dużo czasu z Sophie. Poszłam do dużego pokoju (gdyż siedziałam w kuchni) i pożegnałam się ze wszystkimi. Bianca i tak siedziała sama, za Martiną i Oscarem też nie przepadam, więc pożegnałam się tylko z Soph i Nathanem. Wyszłam z rezydencji Alonso i ruszyłam do domu. Przeszłam obok Studio. Mimo, że już w nim byłam, chciałam przećwiczyć piosenkę. W końcu, w środę zdajemy pierwsze zadanie. Weszłam do sali Leona, Federico i Andresa, i podeszłam do keyboardu. Wyjęłam mój zeszyt, w którym zapisałam nuty, położyłam go na pulpicie i zaczęłam grać naszą piosenkę. Moje palce swobodnie i z gracją wduszały następne klawisze, usta otwierały się tak, by wyraźnie było słychać każde, nawet najbardziej niewyraźne słowo. Patrzyłam to na nuty, to na palce. Gdy, jakimś dziwnym trafem, usłyszam duet z męskim głosem podniosłam wzrok z pulpitu. O drzwi opierał się Wik. Podszedł do mnie i śpiewał patrząc mi w oczy. ~Kurwa, czy on musi mnie tak hipnotyzować?!~ pomyślałam i spowrotem spojrzałam na nuty. Kiedy piosenka się skończyła usłyszeliśmy oklaski. W wejściu stali Leon, jakiś szatyn i brunetka.
- Świetnie! Zaliczycie to, napewno! - zawołał uśmiechnięty facet.
- Tak! Ja jestem Francesca, a to mój przyjaciel Diego . Jesteśmy znajomymi Leona. - przedstawiła się kobieta.
- A co wy tu robicie? - zapytał nauczyciel.
- Ćwiczyliśmy. Ja już się zbieram. Pa, Leon! Cześć, Francesca i Diego. Smaż się w piekle na oleju po starych frytkach, Ortiz! - "pożegnałam się" i wyszłam. W wyjściu poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu.
- Czekaj! Jak ty tak pędzisz?! - zdziwił się.
- Daj mi spokój! I nie idź za mną! - strzepnęłam jego rękę i wkurwiona poszłam do domu. Jak byłam pod domem było już ciemno. Sprawdziłam godzinę ba telefonie. ~20:18... Babcia mnie zabije~ przeszło mi przez myśl, po czym otworzyłam drzwi. Automatycznie skradłam się do pokoju, zgarnęłam pidżamę i w łazience zrobilam wszystko co potrzebne. Położyłam się na łóżku, a Morofeusz od razu wziął mnie w swoje ręce.
``````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Hola!
Jak tam?
Jak wakacje?
Ja całe dnie siedzę w domu.
Aktualnie jestem u dziadków i udało mi się dokończyć swoją część.
A! Babcia woła na obiad!
Przypominam o konkursie na OS!
Kocham i pozdrawiam ♡




Lilly xD