◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆
Do czytania polecam:
Royal Blood: Figure It Out
◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆◆
6 WRZEŚNIA, SOBOTA
*CARMEN*
Całą noc nie spałam. Martwię się o Oliv i... Biancę. Tak źle mi się wczoraj na nią patrzyło... DOBRA! CAR, OGARAJ DUPĘ! Chwilę poleżałam jeszcze, po czym zeszłam z mojego łóżka w kształcie koła i poszłam do łazienki. Ubrałam się w takie coś, uczesałam i umalowałam i okey. Skierowałam się w stronę kuchni, gdzie zrobiłam sobie śniadanie w postaci sałatki greckiej. Wróciłam do siebie, chwyciłam swojego Macbook'a i weszłam na Skajpaja.
N: Hej, słońce!
C: Cześć, Nath!
N: Moja księżniczka już jadła?
C: Własnie sobie jem.
N: To bardzo bobrze!
C: Bobrze?
N: CO "BOBRZE"?! CO, JA BÓBR JESTEM?!
C: Nie, ale powiedziałeś "To bardzo bobrze", więc się zdziwiłam.
N: Przesłyszało ci się.
C: Nie! Powiedziałeś tak!
N: No dobra. Z moją myszką się kłócić nie będę.
C: Mądry wybór. I tak byś przegrał. Z kobietą nie wygrasz!
N: No dobra... Spotkamy się dzisiaj? Czy nie masz czasu?
C: Dla ciebie zawsze mam czas. Przyjdź po mnie za... Godzinkę!
N: Tak szybko? Zdążysz się wypindżyć?
C: HaHa! Śmieszne! Ogarnęłam się wcześniej!
N: Ok. To widzimy się za godzinę?
C: Yup! Do zobaczenia!
N: Pa, księżniczko!
Dokończyłam sałatkę i skierowałam się w stronę kuchni. Umyłam miskę i wróciłam do pokoju. Przechodziłam obok lustra i zobaczyłam...
- JAKA JA JESTEM BLADA?! CO NATHAN WIDZI W TAKIM WIDMIE?! - wrzasnęłam. Wpadłam do łazienki i od razu zajęłam się makijażem. Nigdy nie zauważyłam tego, że mam taką bladą cerę?! Na co ja patrzyłam?! No tak... Żeby jedzenie poszło w cycki... Wyglądają spoko, no ale większe mogły by być... O CZYM JA MYŚLĘ?! Uwinęłam się z make-up'em w parę (naście) minut. Skończywszy, pozowałam jeszcze trochę przed lustrem. Wtem... Dzwonek do drzwi!
- Cześć, mój książę! - powiedziałam z zamkniętymi oczami.
- Oh, miło mi. - usłyszałam za to jakiś inny głos.
- Wiktor?! Co ty tu, do cholery, robisz?! - zdziwiłam się.
- Pomyślałem, że wpadnę do starej przyjaciółki. A co ty taka ciemna? - spytał.
- Ciemna?! Dzięki! Sam najmądrzejszy nie jesteś! Zepsuć komuś nową komórkę? Pacan! - nawijałam. A po kilku chwilach zrozumiałam słowo 'ciemna'. - Aha! Chodził ci o makijaż! No, uznałam, że jestem za blada... Wejdź, proszę! - zaprosiłam go do środka ruchem dłoni.
- Nic się nie zmieniłaś, wiesz? - stwierdził. Przyniosłam mu soku grapefruitowego, a ja nalałam sobie wodę.
- Co tam? Jak wygląda sytuacja z Olivią? - zaciekawiłam się.
- A jak ma wyglądać. Nienawidzi mnie, jak zawsze. - zamoczył swoje pełne usta w napoju. Muszę przyznać, że Wik jest przystojny. Jego oczy hipnotyzują każdą, zdrowo myślącą (tak jak Oliv) dziewczynę. Żadna jeszcze nie nie wzdychała na jego widok. Ale dla mnie i tak Nath jest lepszy.
- O! Ja otworzę! - wstałam z kanapy, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
*MARTINA*
Wczorajszy dzień był ekstra, do tego jeszcze Oscar do mnie przyszedł. Jaki on jest cudny... i te jego oczy. Normalnie się rozpływam. Ale dość! Trzeba się ogarnąć! Ubrałam się, umyłam i wymalowałam. Usiadłam na łóżku i przez długi czas patrzyłam w okno.
- O cholera! - powiedziałam spoglądając na zegarek. - Spóźnię się!
Szybko założyłam zestaw, który przygotowała mi Bian. Zbiegłam po schodach i wzięłam kanapkę, którą zrobił mój brat. Cała zmęczona dobiegłam do studia i... Nagle mnie oświeciło. Jaka ze mnie debilka. Normalnie jakiś ułom! Dziś jest sobota. Zaczęłam się śmiać jak głupia, a ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. Po kilkunastu minutach opanowałam się. Poprawiłam swoją zieloną sukienkę i szłam w stronę domu. Poszłam okrężną drogą, stwierdziłam, że i tak już nie usnę. Jak byłam w połowie to zaczął padać deszcz. Ba jakby padał to było by dobrze. Lało. Miałam wrażenie jakby ktoś lał mi na głowę wiadro z wodą... zimną wodą. Szybko pobiegłam do... Bianci. Ostatnio spędzam z nią dużo czasu. Dziwne, ale... Po prostu dziwne. Zapukałam do drzwi. Nikt mi nie otworzył. No jasne. Normalni ludzie o tej porze to śpią!
- Tak?
Podskoczyłam jak usłyszałam znajomy głos.
Ups...
To był ojciec Bianci.
-Dzień dobry.- powiedziałam odwracając się.- Ja do Bian.
- Wejdź.- powiedział szorstko.
Niepewnie przekroczyłam próg mieszkania. Wszędzie pachniało pomarańczami...
*SOPHIE*
Leżę w łóżku i nie mam zamiaru nigdzie wyjść. Wstałam tylko po płatki z mlekiem. Oglądam sobie TV. Akurat leci mój ulubiony serial, Heroes. Uwielbiam go!
- DZIECKO! KTOŚ DO CIEBIE! - zawołała ma... ta baba, z która mieszkam. Teraz, kiedy byłam zmuszona, zwlokłam się z łóżka. Poczłapałam po schodach na dół i zobaczyłam... DANIELA?! Kurwa, jestem w samej pidżamie... I to dość skąpej.
- Cześć... - zmierzył mnie wzrokiem.
- Yyyy... Hej? Sory, że ja taka nieogarnięta, ale zepsułeś mi plany na sobotę. - przygryzłam dolną wargę. Mama poszła już do siebie.
- A jakież to plany? Jeśli mógłbym wiedzieć, oczywiście... - spytał.
- Lenienie się w łóżeczku. I nic poza tym! - wrzeszczę jak nienormalna.
- Oj, przepraszam. Tak właściwie, to nawet nie chciałem do ciebie przyjść. Przechodziłem obok, bo się nudziłem i coś mnie nakierowało, żeby wejść. Miałem nawet nadzieję, że cię nie będzie... - ostatnie zdanie wypowiedział ciszej.
- TO PO CO PRZYCHODZISZ, SKORO NIE CHCESZ MNIE WIDZIEĆ?! PO CHOLERĘ?! - wydzieram się. Ej, no a nie mam racji? - Dobra... To, skoro już tu... - chciałam powiedzieć cokolwiek, ale coś z impetem jebło o podłogę.
- CO TO BYŁO?! - wystraszył się... Lol, nie wiem, jak on ma na nazwisko!
- Najprawdopodobniej gitara. Wiesz, wlekłam się na schody, zaczepiłam o nią nogą, nie chciało mi się jej podnieść, więc "zostawiła" moją nogę dopiero na początku schodów. Leżała tak pół na pół, więc jak zamknąłeś drzwi wywołało to lekkie drgania i gitara spadła. - wytłumaczyłam. Usłyszałam tylko 'Aha'. Nagle po całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk piosenki 'Lost In Stereo'. Odebrał. "Przypadkiem" usłyszałam ich rozmowę.
*BIANCA*
Dzisiaj Daniel ma jechać po Sky, naszą 10-letnią kuzynkę. Na szczęście ja jadę do Oscara, mama do znajomych, a tata do pracy. 'Biedny' Dani. Musi sam z tym bachorem zostać. Dobra, muszę się spakować, bo jak na razie mam tylko walizkę wyjętą. Dobrze... Ubrana zaczęłam przekopywać całą szafę.
- Najpierw jakieś bluzki... - powiedziałam do siebie. - Czarna w złote cekiny-na pewno! Łososiowa z baskinką? Nie w tym życiu! Seledynowo-kremowa z napisem na cyckach 'Not today, baby!'? Okay! Jeszcze ta tunika w paski!!! Ta nie... Ta też nie... O! Ta może być! Ale ta na pewno nie! Dlaczego ja tą szmatę mam w szafie?! - krytykowałam się i przy okazji ciuchy. W końcu, cała torba była wypchana po brzegi. Byłam gotowa do Oscara. Pewnie myślicie, co się stanie, gdy Martina będzie chciała się z nim spotkać? Pomyślałam o tym. Powie jej, że jedzie na weekend do cioci w Berlinie. A co z Studio? Jak mówiłam, na weekend. Podczas zajęć będzie w szkole, ale później jedzie do szpitala, do chorego dziadka. Teraz czas na myślenie o przyjeździe Sky. ~Kuźwa, czy ten Matoł pojechał po tą smarkulę?~ Wybrałam numer mojego kochanego braciszka, po czym usłyszałam trzy 'Piiiiiiip' i jego wkurzające 'Halo?'.
B: GDZIE TY JESTEŚ, DEBILU? !
D: A co cię to obchodzi?
B: Oj, dużo! Pamiętasz, że masz jechać po Sky, naszą 10-letnią kuzynkę?
D: KURWA! CO MI NIE MÓWISZ? !
B: No właśnie ci mówię, cioto!
D: Dobra, to ja jadę!
B: A gdzie ty jesteś?
D: U Sophie, nie ważne. Pa!
B: Ale... JAK TO U SOPHIE?!
D: No widzisz. Ja też się dziwię!
So: Hej, Bian!
B: Ygh, a ty co?! Zaczniesz gadać jak toksyczna? 'Hej, Bian! Co u ciebie? No to zajebiście! Muszisz mi o tym opowiedzieć! No totalnie!'
So: HaHa! Śmieszne!
B: Tylko wiecie... Ja nie chcę być za wcześnie ciocią!
D: Spierdalaj!
B: Wzajemnie!
Kliknęłam czerwoną słuchawkę zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Wystukałam numer cioci Vix. Mamy Sky.
V: Bian? Cześć, słońce!
B: Cześć, ciociu!
V: Kochanie, gdzie jest Daniel? Czekamy na niego już od kilku minut.
B: Tak, wiem. On po prostu zasiedział się u swojej dziewczyny.
V: Dani ma dziewczynę? Uuu, muszę go o nią wypytać.
B : Koniecznie! Ale nie mów mu, że wiesz ode mnie! Taka niespodzianka!
V : Dobrze. A co do Sky... Mogłaby być u was trochę dłużej? Tak... Trzy tygodnie?
Ciotka, nie rozpędzaj się!
B: Oczywiście!
S: Cześć, Bianca!
B: Sky! Czy ty też nie możesz się doczekać spotkania?
S: Yhym... A... Czy ja poznam dziewczynę Daniego?
B: Oczywiście, że tak! Powiem ci, że ma na imię Sophie.
S: JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEJ! Ale super!
V: Dobrze, Bianco. To my czekamy na Daniela w dalszym ciągu.
B: Dobrze. Cześć, ciociu! Do zobaczenia, Sky!
V i S: Pa!
Dopakowałam jeszcze kilka ciuchów (nie mam pojęcia, jak je zmieściłam).
-Uf!-wypuściłam głośno powietrze.
Jak ten mały bachor popsuł mi humor. Normalnie masakra. A byłam taka szczęśliwa.
-Bian!- usłyszałam głos ojca.
Czy on zawsze musi mi tak działać na nerwy? Nigdy go nie zrozumiem. Nie rozumiem jeszcze jednego: dlaczego jak mam dobry humor, akurat wszyscy muszą mi go psuć?!
- Tak.- z trudem powstrzymywałam złość.
- Ktoś do ciebie!- krzykną.
Oscar? Powiedz, że to Oscar! Prosiłam w duchu. Niestety....To nie był Oscar.
- Cześć Bian.- powiedziała niepewnie, wchodząc do mojego pokoju.
- Siemasz, Tini.- burknęłam. - Jest po ósmej, po co przyszłaś?- spytałam.
Nie chciało mi się już udawać miłej. O nie! Zamiast pojechać do Oscara będę się z nią użerać. Zajebiście.
- Myślałam, że dziś jest piątek. - powiedziała cicho.
Dobra nie wnikam...
- Może coś zjemy?- zaproponowałam.
Kiwnęła głową.
Zeszłyśmy na dół. Na szczęście taty już nie było. Chwała mu za to. Kilka razy dzwonił mój telefon. Nie odebrałam. Wiedziałam, że dzwonił Oscar. Po ponad godzinie zastanawiania się, jak ją stąd grzecznie wywalić, w drzwiach stał Daniel z moją ''kochaną'' kuzynką, a za nimi Oscar.
No zajebiście! Wszyscy w komplecie lepiej już być nie może!
*OLIVIA*
Wczorajszy dzień był horrorem. Jeszcze babcia mnie opieprzyła, że nie mam wracać tak późno do domu. Wstałam z łóżka w mojej ślicznej pidżamce. Uszykowałam sobie listę, co muszę dzisiaj zrobić. Na pierwszym miejscu - Pójść do Carmen po zadanie ze Studio.
Ogarnęłam sobie ciuchy, po czym w łazience, po odprawieniu porannego rytuału, ubrałam się. Najpierw zadzwoniłam do Sophie, bo chciałam z nią dzisiaj iść do parku.
S: Oliv! Ja cię bardzo przepraszam, ale mam... Małą... YGH! ZAMKNIJ SIĘ!
O: Dzięki?
S: Przepraszam, nie do ciebie. Próbuję zamknąć pudełko, ale dekielek ciągle się otwiera w drugim miejscu!
O: Okej, spoko. Coś zaczęłaś?
S: Tak... Ym, nie mogę teraz za bardzo gadać. To coś pilnego?
O: Tak... Znaczy nie! Chciałam cię zapytać, czy pójdziesz ze mną po południu do parku.
S: Tsa... Może jutro... Dzisiaj mam... Noż, chłolera jaśnista!
O: Dobra, nie przeszkadzam ci. Cześć, niunia!
Rozłączyłam się, zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. Wyszłam z pokoju i poszłam do babci, żeby powiadomić ją o moim wyjściu do Car.
- Hej, babciu! - przywitałam się z nią.
- Witaj, kwiatuszku! - ucałowała mnie.
- Chciałam iść do Carmen. Pozwolisz mi, prawda? - zrobiłam "maślane oczka".
- Pozwolę, jeśli obiecasz, że nie wrócisz tak późno.
- Dobrze, obiecuję. Pójdę do niej tylko po coś i zaraz wrócę.
Wyszłam z domu, założyłam słuchawki i odpaliłam playlistę moich ulubionych piosenek Fall Out Boy. Po kilku piosenkach byłam pod domem Alonso.
- Nath! - po otwarciu drzwi, przyjaciółka rzuciła mi się na szyję. - Od kiedy uzywasz perfum Olivii? Zdradzasz mnie?!
Automatycznie dostałam od niej z liścia, a ta uciekła do budynku. ~Czy ona serio nie zauważyła, że to ja?~
- Car! To ja, ułomie! Nikt nikogo nie zdradza! (od aut.: Tsa... Oprócz Oscara ;-;)
Zobaczyłam jej ruda czuprynę dopiero w kuchni. Piła wodę, a raczej zbierała szklankę, którą zapewne upuściła.
- Oliv!!!! Przepraszam! To cię pewnie bolało...
Potaknęłam jej. Poszłyśmy do salonu, gdzie siedział...
- O, nie! TY?! Serio?! Carmen, daj mi to zadanie i się stąd wynoszę! - powiedziałam.
Na kanapie, jak gdyby nigdy nic, siedział sobie Wiktor i pił sok pomarańczowy.
- Nie! Najpierw sobie pogadacie! - zarządziła Alonso.
- O czym?! - krzyknęliśmy oboje.
Dziewczyna uśmiechnęła się zwycięsko. Popchnęła mnie na kanapę, obok Ortiza, żebym usiadła.
- Oh, to w końcu Nathan! Papa, gołąbeczki! Zadanie masz w moim pokoju! - oświadczyła, gdy zadzwonił dzwonek. Wkurzyłam się jeszcze bardziej, kiedy wybiegła z domu i zakluczyła drzwi.
- Mamy jeszcze okna! - stwierdził Wiktor. Niestety, zapomnieliśmy, że ruda ma żaluzje sterowane telefonem.
- Mówiłeś coś? - wrzasnęła przez ścianę.
- Zamknęłaś nas tu! To jest karalne! - oskarżyłam Carmen, lecz tej już nie było...
Wszystkiego najlepszego, Karolinko!
Jak się ładnie zdążyliście domyślić, dzisiaj (4.11.15r.) nasza Digital ma urodziny. Więc dostanie ode mnie najserdeczniejsze życzenia:
Sto lat, szczęścia, pomyślności, dużo komentarzy, wyświetleń na blogu, żebym więcej ci takich numerów (jak z Biancą) nie robiła i ogólnie naj, naj, najlepszego dnia ever!
Dodaję dzisiaj rozdział, jako prezent dla ciebie :3 Kocham cię, dzióbas!!
Katy